Jesteśmy Paczką

W tym roku tysiące wolontariuszy kolejny raz połączyło siły, by pomóc rodzinom w potrzebie w projekcie SZLACHETNA PACZKA. Ania, jedna z nich, opowiada o bohaterach, cudach i życiu bez klapek na oczach.

0
1820

Rozmowa z Anną Firek, Liderką  Rejonu Kraków-Stare Miasto w projekcie SZLACHETNA PACZKA

– Co widzisz, odkąd jesteś w SZLACHETNEJ PACZCE?

– Wielu ludzi nie żyje naprawdę. Jesteśmy chodzącymi trupami podsycanymi impulsami, płynącymi na przykład z internetu, z fejsbuka. Ludzie wstawiają zdjęcie na profilu i po prostu czekają na lajki. To jedyne, co pozwala im trwać, iść dalej. Poszukują sensu, a w tym go nie znajdują. W pewnym momencie budzą się i nie widzą nic. Bo nie ma nic, jest pustka. Okazuje się, że w ich życiu nie ma nic poza wirtualnym światem i chodzeniem na uczelnię. Nigdy nie rozumiałam osób, którym wypełnia to całe życie.

– Chcieliby inaczej.

Tak! Ale coraz bardziej się zakopują. Ja, kiedy doszłam do wniosku, że chcę być Liderem, usłyszałam od trenera z Paczki słowa: „Będziecie się zajmować tym, by ktoś inny wygrał swoje życie. Dzięki Wam ktoś wygra”. To zdanie mnie mocno uderzyło. Ale przecież to była wtedy tylko wizja, jakby z boku. Nie czułam jeszcze tego jako rzeczywistości.

Chcesz pomóc rodzinom żyjącym w niezawinionej biedzie?

– Jak to się zaczęło?

– Byłam dwa dni u koleżanki, robiłyśmy sporo rzeczy, bo udzielałyśmy się w innych programach wolontaryjnych. Przeglądałyśmy fejsbuka. Zobaczyłyśmy informację o naborze wolontariuszy do SZLACHETNEJ PACZKI. Powiedziałam: „Zgłośmy się, sprawdźmy, jak to działa”. Nie lubię zbiórek, które polegają na tym, że jedynym wysiłkiem człowieka wpłata  pieniędzy. To jest oczywiście dobre, ale wolę szukać zapomnianych historii, ludzi, mieć z nimi bezpośredni kontakt. Byłam więc najpierw wolontariuszem. Poczułam prawdziwą siłę Paczki, co sprawiło, że chciałam zaangażować się bardziej. Moja ówczesna Liderka po prostu wytypowała mnie na Lidera.  Wtedy dotarło do mnie, ze chcę być w sercu tego wszystkiego, że chcę być Liderem.

– To był dla Ciebie pierwszy kontakt z biedą?

– W takiej skali na pewno. Jako rodzina też na pewno mieliśmy gorsze i lepsze okresy. Nasi znajomi przez dłuższy czas mieszkali w garażu, mój tata pomagał im w wykończeniu domu. To trwało parę lat. Miałam swój obraz biedy, ale nie taki. Jest dużo biednych ludzi, ale niewielu z nich jest bohaterami. Zwykle godzą się z losem, oswajają biedę, żyją z niej. Są też tacy, którzy każdego dnia walczą. Uwaga – dla nich nie jest problemem samym w sobie to, że są biedni. Problemem jest to, że są wykluczeni ze społeczeństwa. To jest najgorsze. Stare Miasto to naprawdę nie tylko zabytki. W naszym rejonie mamy 60 rodzin, a jest ich w ogóle znacznie więcej. Niżej Mc Donalds’, a wyżej w kamienicy rodzina marzy o ciepłym swetrze.

– Ale chyba chcą wyjść z biedy?

– Pewnie, że chcą. Ale dochodzą do takiego momentu, że próg jest za wysoki. I w tym momencie trzeba ich podsadzić, żeby poszli dalej. Na tym polega SZLACHETNA PACZKA. Na co dzień poznaję bohaterów i bohaterki. Poznałam panią, która sama wychowuje syna chorego na celiakię. Dla niej to duży wydatek, on nie może nic jeść z glutenem. Nie dość, że sama pracuje, to wychowuje go na prawdziwego mężczyznę. Przez chorobę nie może chodzić do szkoły, a już dzięki niej umie czytać, liczyć.

– Widziałaś dużo. Najbardziej poruszająca historia?

– Hm… Pamiętam, jak mi wtedy serce biło. Przygotowaliśmy paczki dla starszej pani, przykutej od lat do łóżka, chorej na astmę. Tych paczek było mnóstwo. Czekałam na ten moment, kiedy otworzymy drzwi i zobaczę uśmiech na jej twarzy. Poprosiłam o pomoc brata i tatę. Wspólnie, na raty nosiliśmy te paczki na piętro. Ustawiliśmy wszystkie paczki pod drzwiami. Nacisnęłam klamkę. Drugi raz. Serce mi zamarło. Waliłam do okna, nie mogłam uwierzyć. Po pięć razy chodziłam do tych drzwi. To nigdy się nie zdarzyło. Wiedziałam, że coś jest nie tak.

– Co się stało?

– Pukałam po drzwiach sąsiadów. W końcu zeszła sąsiadka z góry i mówi: „Kto? Ta pani? Nie żyje”. Zmarła dwa dni wcześniej. Nie doczekała Paczki. Ludzie żyją obok siebie i nic o sobie nie wiedzą. To największa bieda. Inni lokatorzy nawet nie wiedzieli, że ktoś tam mieszka.

Kiedyś siedziałam w magazynie w czasie finału. Tam też przewijali się wolontariusze. Przyjechała moja przyjaciółka. Widziałam, że coś się stało, bo tak jej lśniły oczy. Opowiedziała o swojej rodzinie. Była tam mała dziewczynka, która kiedyś zobaczyła u kogoś piękną lalkę i wyznała, że marzy o takiej samej. Kiedy przyjechała do nich Paczka, i otwarli prezenty, zobaczyli w niej dokładnie taką lalkę. Zupełnie przypadkiem, bo Darczyńca o tym na pewno nie wiedział. Dziewczynka zwariowała ze szczęścia. Weekend cudów.

– Zdarzyło się, że rodzina, która otrzymała Paczkę, później sama pomagała.

– Tak! Mamy u siebie w rejonie dwie rodziny, które kiedyś dostały Paczkę, a dziś są naszymi wolontariuszami. One do tego stopnia się otrząsnęli po Paczce. Jedna rodzina poradziła sobie po tym świetnie. Stać ich dziś na wakacje. Zaczęli spełniać swoje marzenia. Ojciec tej rodziny skończył studia, które go kompletnie nie interesowały. Pracował ciągle dorywczo, przez co mieli coraz większe problemy. Powiększyła im się rodzina. Na szczęście w odpowiednim momencie pojawiła się w ich życiu SZLACHETNA PACZKA.  Mama nie pracowała, nie udało jej się skończyć studiów. Po Paczce mama skończyła studia.

– Przykłady zmian w życiu wolontariuszy są chyba najbardziej wyraziste. 80 % z nich twierdzi, że udział w SZLACHETNEJ PACZCE to najważniejsze wydarzenie w ich życiu.

Mój znajomy był zawsze totalnie wycofany, z boku. Chyba nawet nigdy nie tliła się w nim myśl, żeby im pomagać.

– Introwertyk?

Chyba nawet mizantrop. Przychodziłam do niego i opowiadałam mu o Paczce. Nie zamykała mi się buzia. Coś zaczęło się tlić. W każdym głęboko jest taka potrzeba. Ale do tego potrzeba działania. Poprosiłam go, o pomoc przy malowaniu pokoju starszej kobiety, którą się opiekowaliśmy w ramach Paczki. To była bardzo samotna osoba, całe życie. Na starość miała tylko telewizor. Nigdy nie zapomnę uśmiechu na jej twarzy, gdy zobaczyła odświeżony pokój, kwiaty. To było najważniejsze wydarzenie w jej życiu w ciągu ostatnich lat. I to był dla niego ten bodziec. W końcu napisał mi: „Myślałem, że będę potrzebował kilku edycji, żeby przestać być mizantropem.” I ja naprawdę widzę tę zmianę. Ma zupełnie inne nastawienie do życia.

Inny wolontariusz powiedział, mi że Paczka to nie tylko przyjście do rodziny, wypełnienie dokumentów i odhaczenie sprawy. To działa znacznie dłużej. Wczoraj odwiedził jedną rodzinę, na kawę. Umówili się, że jeśli darczyńca kupi tej pani bilety do kina, to pójdą na pewno razem. Ona była kiedyś bezdomna. Straciła dom, męża. Żyje sama z innymi bezdomnymi kobietami. Teraz startuje w życie, ale nie jest sama. Mamy dla niej Paczkę. Bardzo by chciała być wolontariuszem w PACZCE SENIORÓW.

– Masz naprawdę duży wpływ na ludzi.

– Ja jestem cały czas tym nakręcona, szczególnie teraz przed finałem. To po prostu ze mnie chyba emanuje. Więc kiedy spotykam się z takim życiowym trupem, to jest niesamowity moment, bo widzę, jak słowa zaczynają dotykać tego człowieka. Dosłownie fizycznie widać te zmiany. Jak czasem ból wykrzywia mu twarz. Ja udaję oczywiście, że tego nie widzę,  żeby tej osoby nie krępować. Po prostu opowiadam, jakie piękne rzeczy dzieją się wokół, o wolontariacie, o rodzinach. I ta osoba zaczyna rozumieć, że nie bierze w tym udziału, że jej życie jest nijakie, bo pozbawione sensu. Albo inaczej – taka osoba po prostu żyła w przekonaniu, że świat jest do niczego. Że nie ma sensu. A okazuje się, że jest inaczej. To odkrycie widać na twarzy. Wszystko czego szukamy jest, tylko trzeba coś zacząć robić ze swoim życiem. Od kiedy nasz rejonowy fanpage na fejsbuku zaczął prężnie działać, odezwali się do mnie znajomi, z którymi dawno nie miałam kontaktu. Pisali: „też bym tak chciała..”. Jak to zrobić?

– Boli ich to, bo siedzą na kanapie.

– Tak, po wizycie papieża Franciszka to modne sformułowanie. Ale to nie jest tak, że wciskam sobie guzik z myślą: teraz będę rozsiewać swój wpływ. Samą swoją postawą człowiek może oddziaływać na ludzi i zmieniać rzeczywistość. Nagle okazuje się, że masz wpływ na tyle osób, nawet niekoniecznie w bezpośrednim kontakcie. Poruszyło mnie, kiedy wolontariusz napisał mi w noc otwarcia opisów rodzin, że płacze, ale nie ze wzruszenia, a z radości, że żyje z sensem. W trakcie rozmowy rekrutacyjnej powiedział mi, że dla niego już niewiele rzeczy ma sens, bo jest na życiowym zakręcie. Ale ta zmiana też nie następuje od razu. Zwykle ludzie przychodzą, jak ja, z ciekawości, albo z nadmiaru czasu. Mają jakieś wyobrażenia, wizję. U każdego wolontariusza  w innym momencie ta wizja zderza się z rzeczywistością. Zwykle wtedy uderza go moc jaka płynie z pomocy. To kładzie na łopatki.Wtedy zaczynają napływać do mnie smsy. Piszą: w tym roku miałem już odpuścić, ale będę znowu wolontariuszem, to jest coś niesamowitego.

– Co to znaczy żyć z sensem?

– Dla mnie sensem jest drugi człowiek. Myślę, że dla każdego powinien to być priorytet, bo wszyscy potrzebujemy się. Nikt nie został stworzony do tego, by żyć samotnie. Ja czuję, że żyję, ale chcę jeszcze bardziej. SZLACHETNA PACZKA mi na to pozwala. Na rozwój i spełnianie siebie. Ale przecież to wszystko dzieje się w środku.. To jest naturalne.

Takie wspólne ideały i praca pewnie umacniają więzi między wolontariuszami.

– Praca w rejonie nie polega  na pomaganiu wyłącznie rodzinom. Każdy SuperW wpływa na drugiego, każdy jest ważny. Dlatego staram się, aby wszyscy się znali. Drużyna liczy 45 niesamowitych wolontariuszy, więc to nie jest proste. Ale dla nas „nie ma, że się nie da.” Ostatni długi weekend spędziliśmy w Murzasichlu, w Tatrach. Zintegrowaliśmy się. To bezcenne w dalszej pracy.

– O czym ty teraz marzysz?

– Chcę, żeby ludzie wokół mnie byli szczęśliwi. Reszta się ułoży. Niektórzy planują sobie coś na cały rok. Zwykle im się nie udaje, to dobija. Ja  dopiero przez Paczkę odkrywam siebie i swoje możliwości. Inni pytają mnie, jakie metody stosuję przy prowadzeniu drużyny. Ja jestem po prostu jej częścią, nie kimś wyżej. Ja tylko ich motywuję i pomagam im wygrywać. A oni i ich praca daje mi energię. Jeśli widzą twoje zaangażowanie, to jest zarażające. Kiedyś chciałam pracować jako logopeda z osobami starszymi, dziś większe poczucie wpływu widzę w pracy z dziećmi. Masz wtedy wpływ na rozwój człowieka, na całej jego życie. Ale na razie wolę żyć tu i teraz. Jeśli z klapkami na oczach brniesz do przodu, wcale nie żyjesz bardziej. Trzeba się uważnie rozglądać wokół.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ