Marsz po nowe życie

20 godzin marszu, wysiłek, by mimo wyczerpania czytać rozważania, strach w lesie. Dla Tomka Ekstremalna Droga Krzyżowa była drogą ku odzyskaniu kontroli nad własnym życiem. Ku zwycięstwie nad nałogiem.

0
15247

Tomek ma 33 lata. Od dwóch lat trwa jego walka z nałogiem. Chciał znów wziąć odpowiedzialność za swoje życie, które na kilka lat oddał alkoholowi. Ekstremalna Droga Krzyżowa była punktem zwrotnym. Poznaj historię przełomu.

Poszukiwałem

O EDK dowiedziałem się kilka lat temu, od kuzynki. Zaciekawiło mnie wtedy tylko to, że idzie się na nią w nocy. Kilka lat później, w 2016 roku, po rocznej pracy nad sobą, nad swoją trzeźwością, zacząłem poszukiwać. Po głowie zaczęły krążyć mi różne myśli – gdzie jestem, co robię. Szukałem w życiu wartości. Terapia trwa do dziś, ale to początek był najcięższy. Próbowałem odpowiedzieć sobie na pytanie kiedy i dlaczego tak się pogubiłem.

Wyruszyłem

Na jednej z Mszy w kościele św. Józefa w Krakowie kolejny raz usłyszałem o EDK. Prześledziłem stronę internetową, poznałem wszystkie zasady i podjąłem ryzyko. Stwierdziłem, że pójdę. Przygotowałem się – kupiłem czołówkę, spakowałem wodę, wybrałem trasę i wyruszyłem. Jednak to wyruszenie było bardziej po to, żeby sobie coś udowodnić. Udowodnić, że jestem twardzielem. 8, 10 godzin marszu? Ja to przejdę. Wyruszyłem, dosyć szybko i żwawo. Tak odważnie było do II stacji, do okolic Tyńca. Do tego momentu było super, czułem się pewnie. Dalej już nie znałem trasy, było ciemno, las, a przede mną dziesiątki kilometrów. Żeby dać sobie szansę na przeżycie duchowe, na spotkanie z Bogiem, postanowiłem, że nie będę używał telefonu, gpsa, pójdę tylko według wydrukowanej instrukcji. Szedłem w dzień, w nocy,  w deszczu, w, słońcu, lasem, polami, asfaltem, drogą żwirową.

Rozważałem

Nieustannie wyciągałem rozważania i czytałem je wolno, żeby wejść w temat. Napisali je członkowie Wspólnoty Indywidualności Otwartych. Wydały mi się bardzo życiowe. Trafiały do mnie, jakby ktoś ukuwał mnie szpilką. Dlaczego? Bo opowiadały o chrześcijańskim liderze, a ja kompletnie straciłem kontrolę nad swoim życiem, odpowiedzialnością, wszystko oddałem losowi. Na zewnątrz uważałem się za twardziela. Ale ta droga pokazała, że moje bycie twardzielem że to raczej cwaniactwo, brawura, że nie ma w tym wartości. Spotkałem się ze swoimi myślami, sam samiuteńki. Czytając rozważania, zestawiłem postawę chrześcijańskiego lidera z moim dotychczasowym życiem. I tak po kolei przed moimi oczami pojawiały się sytuacja po sytuacji…

Nie zrezygnowałem

Gdy bałem się w lesie, zadawałem sobie pytanie: Idziesz na EDK, chciałeś się spotkać z Bogiem, to czego sie boisz? To jesteś Ty sam. Zrozumiałem, że dużym problemem, który spowodował moją chorobę, był strach przed samym sobą. Przed tym, co zrobię. Pogubiłem się kilka razy, szedłem prawie 20 godzin, chociaż na początku zakładałem, że  pokonanie trasy zajmie mi maksymalnie 10, 14 godzin. A tu dwudziesta godzina marszu, odciski, ból, pić mi się chce, jestem sam…. Różne rzeczy mruczałem sobie pod nosem. Ale nie zrobiłem jednego, nie zrezygnowałem z czytania rozważań i z myślenia. Rozważania w mojej głowie toczyły się przez cały czas, pod koniec były już krótsze, bo nie mogłem się skupić.

Dotarłem

Myślałem, że gdy dotrę na miejsce wykrzyczę wiwat, jakbym wygrał jakieś zawody, zdobył szczyt. Gdy dotarłem, nic takiego się nie wydarzyło, nie pojawiło się we mnie. Usiadłem na ławce i jeszcze raz przypomniałem sobie moje 33-letnie życie i moje podejście do tej drogi krzyżowej. Tak jakbym nałożył te 20 godzin na swoje 33 lata z różnymi porażkami, upadkami, trudnościami jakie miały miejsce. Fizycznie czułem sie zmęczony, a emocjonalnie? Była namiastka satysfakcji,  ale najbardziej odczuwałem wdzięczność za to że mogłem przejść tą drogę,  żę zebrałem się w sobie, żeby ją przejść. To mnie zweryfikowało. Inaczej zacząłem patrzeć na człowieka, na siebie, zacząłem zauważać kiedy i dlaczego się boję.

Działam

Od tego czasu wiele się zmieniło. Małymi krokami starałem się przekraczać siebie, zbliżyłem się do Boga. Nie opuściłem żadnej Mszy Świętej, przystąpiłem do spowiedzi generalnej, której zawsze się bałem, bo bałem się stanąć w prawdzie przed sobą. Podjąłem działalność wolontaryjną – mimo że nie miałem doświadczenia, dziś z dobrymi wynikami prowadzę 10-osobowy zespół. Ta droga krzyżowa to była pierwsza medytacja w moim życiu. Teksty, które czytałem, trafiały do mnie. Coś o nich myślałem, nie wiedząc,  czy dobrze czy źle. Życie pokazuje, że to były dobre myśli. Dzisiaj wciąż się boję, ale umiem podjąć wyzwanie, wiem, że w życiu trzeba działać. I działam.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ