Gość w dom, Bóg w dom

Przed nami spotkania przy świątecznym stole. Dom wysprzątany, ozdobiony, na stole wiele pysznych potraw, goście już są… i co dalej? Czy umiemy się otworzyć na prawdziwe spotkanie – usłyszeć siebie i drugiego człowieka?

0
2669

Obsługiwać czy wysłuchać?

„Marto, Marto, martwisz się i niepokoisz o wiele, a trzeba tylko jednego” – czy nie jest tak, że nasza „troska o wiele” zasłania to, co najcenniejsze – w spotkaniach przy świątecznym stole, w sposobie przyjmowania gości, w cieszeniu się życiem?

Jezus, wędrowny nauczyciel, zatrzymał się w gościnie u swoich przyjaciół w Betanii: Marty, Marii i Łazarza. Może przyszedł sam, może wraz ze swoimi uczniami, może był przez kilka godzin, może przez kilka dni… Tego nie wiemy, wiemy jednak, że przyjaźnił się z trójką rodzeństwa i nieraz korzystał z ich gościnny, kiedy nauczał w Jerozolimie – Betania była oddalona o ok. 2 km od miasta.

Marta krząta się i ciągle nie znajduje czasu, by usiąść przy swoim gościu, by Go wysłuchać, porozmawiać o tym, co ważne – dla Niego, dla niej. Pragnąc Go jak najlepiej ugościć, cała jest pochłonięta licznymi pracami, których wykonanie wydaje jej się konieczne… nie dostrzega, że traci SPOTKANIE.

Maria – przeciwnie – ciesząc się na wizytę tak drogiego gościa, zapewne wcześniej wzięła udział w przygotowaniach, ale kiedy już przybył, gdy już umył nogi, napił się, zaspokoił głód, usiadła koło Niego po to, by wysłuchać, by spotkać się. Podoba mi się jej postawa: ASERTYWNOŚĆ wobec oczekiwań siostry i UWAŻNOŚĆ, jaką okazuje drugiemu człowiekowi. Zamiast podtykać mu kolejne dania, pragnie z Nim pobyć, nacieszyć się tą chwilą, lepiej go poznać i zrozumieć. I to jej się udaje – podczas ostatnich odwiedzin w Betanii to ona namaszcza Go olejkiem – jak komentuje Jezus „namaściła mnie na dzień mojego pogrzebu”. Dzięki swojej uważności ona jedna wiedziała, że czas się pożegnać. A przecież nawet apostołom trudno było to pojąć.

Ryzyko prawdziwego spotkania

Czy zapraszając gości pragniemy się z nimi spotkać? Czy tylko ich ugościć?

Prawdziwe spotkanie to takie, w którym mam szansę naprawdę poznać drugą osobę – spojrzeć na świat jej oczami, usłyszeć, co jest dla niej ważne i dlaczego. Otwierając się na inną perspektywę  staję się bogatsza o nową wrażliwość, o doświadczenie drugiego człowieka.

Każde prawdziwe spotkanie jest zarazem szansą i ryzykiem, ponieważ może nas zmienić. Jeśli więc ktoś nie chce się rozwijać, woli całe życie kręcić się wokół przyjętych poglądów i własnych racji, które wydają mu się jedyne słuszne, boi się takiego spotkania i nigdy się na nie nie odważy.

Nauczyć się uważności

Być uważnym to w każdej chwili być tu i teraz, a zarazem rozumieć, co jest najcenniejsze. Czy cenniejsze jest podanie kolejnego dania osobie, która nie jest już głodna, czy wysłuchanie jej?

Uważność to realizm – nie trzeba wracać do przeszłości, ani wybiegać w przyszłość, ale skupić się na tym, co dzieje się tu i teraz, w danej chwili.

Uważność wyklucza zamartwianie się wszystkimi sprawami świata, na które i tak nie mam wpływu. Wyklucza narzekanie. Zakłada za to mądre zaangażowanie w sprawy, które dzieją się w moim dalszym i bliższym otoczeniu, na które mam lub mogę mieć realny wpływ.

Jeśli ktoś w kółko opowiada nam tę samą historię lub ciągle przychodzi z tymi samymi problemami, to właśnie uważność pozwoli nam tak go wysłuchać, by sam siebie zrozumiał i mógł pójść dalej.

Asertywność wobec oczekiwań

Mądra asertywność wypływa ze zrozumienia siebie – znając swoją tożsamość, wiedząc, co dla mnie jest ważne i dlaczego, umiem wybierać. Jeśli nie znam siebie, nie wiem, kim jestem, dokąd zmierzam, jaką drogą chcę tam dojść, nie potrafię jasno i konsekwentnie wybierać, wówczas miotam się tylko między własnymi emocjami i oczekiwaniami a presją, jaką wywiera na mnie otoczenie ze swymi roszczeniami. Robię dwa kroki na przód, jeden do tyłu i jeden w bok.

Kiedy przychodzą goście, często mamy w głowie wiele wyobrażeń, jak chcielibyśmy ich ugościć, jak to spotkanie ma przebiegać, do tego dochodzą nasze wyobrażenia na temat ich oczekiwań w stosunku do nas. No i obawa, jak wypadniemy – chcemy wywrzeć jak najlepsze wrażenie. W związku z tym bardziej skupiamy się na otoczce spotkania niż na osobach, które przyszły. Wydaje się, że taka była postawa Marty – przejęta rolą gospodyni troszczyła się nadmiernie o to, by przypadkiem czegoś nie zabrakło, by dobrze wypaść, nie zauważając, że przy stole brakuje jej samej.

Za to Maria pragnęła rzeczywiście spotkać się z Jezusem, dlatego nie zważała na niezadowolenie siostry, które Marta zapewne już jej okazała, zanim głośno wyraziła swoje pretensje.

Każdy z nas żyje w świecie wielu oczekiwań – część z nich wynika ze sposobu, w jaki nas wychowano i nosimy je w naszych głowach, często nie całkiem świadomie. Inne przychodzą do nas poprzez relacje z innymi osobami – w pracy, w domu, w kręgu znajomych – choć nie zawsze są wypowiedziane, to jednak mają na nas ogromny wpływ. Wydaje się, że nie możemy ustrzec się oczekiwań. Zawsze jednak sami wybieramy, czy chcemy na nie odpowiedzieć.  Czy nasze życie ma polegać na spełnianiu tych oczekiwań?

Kluczowe w asertywności jest wiedzieć, kim jestem, dokąd idę i komu służę – sobie samemu, jakiejś osobie lub idei czy Bogu? Wiedząc to, znając swoje prawdziwe, najgłębsze pragnienia, mogę je realizować z dużą asertywnością traktując oczekiwania, jakimi bombarduje mnie świat.

Jezus mówi, że Maria wybrała najlepszą cząstkę. I że nie będzie jej pozbawiona. Dokonała wyboru, odważnie i świadomie zachowała się wbrew wszelkim stereotypom. Na tę chwilę, gdy Jezus nauczał, ośmieliła się usiąść tuż przy Nim, jak najbliższy z uczniów. Mogła wybrać inaczej, mogła – jak wypadało – krzątać się razem z Martą, ale co by to wniosło w jej życie? Poczucie spełnionego obowiązku? I żal, że nie skorzystała z bliskości takiego Mistrza? Czy wybierając to, co wypadało, byłaby szczęśliwa? Maria wybrała zgodnie ze swoim najgłębszym pragnieniem – to co w danej chwili było najcenniejsze.

To, co wybieram, buduje mnie. Maria wybrała prawdziwe spotkanie z Jezusem, a to spotkanie ma moc przemiany życia. Kiedy potem wróci do codziennych obowiązków, nie będzie już tą samą Marią.

A Marta? Wypowiedziała swoje pretensje, jasno sprecyzowała swoje oczekiwania:

– „Panie, odeślij Marię do kuchni, niech mi tu pomoże. Czy jest Ci obojętne to, że zostawiła mnie samą?”

– „Marto kochana, nie odeślę teraz twojej siostry do kuchni, ponieważ właśnie rozmawiamy o czymś ważnym. Zostaw tę krzątaninę, mamy tu już wszystko, czego trzeba, brakuje tylko Ciebie. Usiądź już”

Proste spojrzenie

Świąteczne spotkania mogą nieść radość i poczucie dobrze wykorzystanego czasu, jeśli umiemy uważnie spojrzeć na drugiego człowieka, wysłuchać go, dać mu coś z siebie.

Jak męczące mogą być, jeśli nie potrafimy siebie nawzajem usłyszeć, gdy tylko szukamy własnych racji, gdy niepokoimy się tym, co nas nie dotyczy, szukamy problemów tam, gdzie ich nie ma.

Jak niezwykle cenna jest umiejętność spojrzenia na rzeczywistość i na drugiego człowieka po prostu, bez oczekiwań i nadinterpretacji. Cenna i niezmiernie rzadka.

Uczmy się jej ćwicząc uważność, asertywność wobec oczekiwań i wchodząc w relacje zamiast uciekać w swój świat.

Wesołych Świąt! 

 

PODZIEL SIĘ
Poprzedni artykułMozaika
Następny artykułCo to znaczy być księdzem?