Rowerem nad morze

Zawsze była we mnie tęsknota, żeby zrobić długą trasę rowerem. Taką, z której byłbym dumny. Taką, którą możnaby było pokazać na mapie Polski. Kilka lat temu postanowiłem moje marzenie zrealizować.

0
2186

Zawsze była we mnie tęsknota, żeby zrobić długą trasę rowerem. Taką, z której byłbym dumny. Taką, którą możnaby było pokazać na mapie Polski. Kilka lat temu postanowiłem moje marzenie zrealizować.

wzdłuż torów kolejowych

Pamiętam, jak wiele lat temu, jadąc pociągiem z Kielc do Krakowa, przypatrywałem się wąskim, lokalnym dróżkom, które biegły wzdłuż torów. Myślałem sobie wtedy: dlaczego by nie pojechać rowerem, wzdłuż torów zamiast pociągiem? Coś w moim wnętrzu mówiło: „jedź”. Ale z drugiej strony nie byłem za bardzo wysportowany. Jakoś ten sport w moim życiu nie odgrywał znaczącej roli. Lubiłem jeździć na rowerze jakieś 20-30 km w okolicach Krakowa i to tyle. A trasa z Kielc do Krakowa wzdłuż torów kolejowych to około 150 km.

Postanowiłem pójść za moim marzeniem i najpierw przejechałem krótszą trasę, z Krakowa do Miechowa – około 50 km, a stamtąd wróciłem pociągiem. Pamiętam tą euforię, radość z robienia czegoś nowego i z przekraczania własnych horyzontów. Potem była kolejna próba na 75 km, potem radość z przekroczenia 100 km w ciągu jednej wycieczki.

I potem pierwsza próba z Kielc do Krakowa. Dwa dni wcześniej zrobiłem dość trudną, jak dla mnie, trasę. Wyruszyłem bez formy, przejechałem około 50 km i tym razem zrezygnowałem. Do tego doszła pęknięta dętka, której wtedy nie umiałem zmienić. I jeszcze burza z piorunami. Pamiętam moje załamanie i zniechęcenie. Po powrocie do domu, ustaliłem kolejny termin próby. Następnym razem pogoda była piękna, dętka nie pękła, byłem wypoczęty i pierwszy raz przejechałem 150 km z Kielc do Krakowa. Spełniłem moje pierwsze marzenie.

sprawdzanie własnych granic

Kilka lat później ustaliliśmy z żoną tydzień czasu na moje samotne wakacje. Ale co tu w tym czasie zrobić? Przyszedł mi do głowy pomysł, który był we mnie od dawna: przejechać rowerem z Krakowa nad morze. Plan był prosty: biorę jak najmniej ubrań, śpię w hotelach/hostelach/motelach i nie biorę jedzenia, bo po drodze w Polsce co kilka kilometrów jest sklep spożywczy. Tym razem zamontowałem w rowerze błotniki, aby być przygotowanym na deszcz, a kolega przeszkolił mnie w zmienianiu dętki przy rowerze. Wyznaczyłem trasę na GPS i wystartowałem w piątek rano.

Pierwszego dnia zrobiłem 100 km. Byłem ciekawy, ile jestem w stanie przejechać kolejnego dnia. Byłem przygotowany na nocleg w dowolnym miejscu. Okazało się, że drugiego dnia przejechałem 154 km, a trzeciego 178 km. Byłem pozytywnie zaskoczony, że potrafię przejechać tak daleko. Po prostu dałem sobie możliwość sprawdzenia własnych granic i okazało się, że są one całkiem daleko. Podczas tamtej wyprawy przejechałem 720 km. W ciągu 5 dni przejechałem przez Łódź, Włocławek, Toruń, Trójmiasto i dojechałem do Helu.

Podczas mojej następnej wyprawy okazało się, że dziennie mogę robić jeszcze dłuższe trasy. Zaplanowałem trasę o podobnej długości – 720 km z Krakowa do Świnoujścia, ale ponieważ miałem wykupiony powrotny bilet na pociąg, byłem pod presją, aby tą trasę zrobić w ciągu 4 dni. Zrobiłem to.

budowanie siebie

W tym roku znów podejmuję próby sprawdzenia moich granic. Dlaczego to robię? Traktuję to jako podążanie za moimi pragnieniami. Ale jest to również forma budowania siebie, pracowania nad własną wytrwałością, wewnętrzną siłą. Bycie sam na sam ze swoimi myślami daje również okazję do przemyślenia samego siebie. A obrazy z przebytych wycieczek towarzyszą mi potem w codziennym życiu.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ