Wiara wcale nie daje gwarancji na udane życie

Myślę, że powszechne, ale też i bardzo ludzkie jest oczekiwanie, że gorliwa wiara zapewni nam pomyślność i błogosławieństwo w życiu. Są takie życiorysy świętych, które pokazują, że wcale tak nie musi być.

0
1830

Pierwszy przykład to Święta Siostra Faustyna. Lektura jej Dzienniczków jak i historia jej życia to pasmo wielu niepowodzeń. Pierwsze z opisanych przez nią wspomnień to starania o przyjęcie do klasztoru. Kiedy podjęła decyzję o takie drodze życia, to dwukrotnie spotkała się z odmową rodziców. Po tym następuje jej pierwsze widzenie, podczas którego spotyka Jezusa. Ten jednoznacznie wyraża swojej oczekiwanie względem Faustyny, by ta wybrała drogę życia zakonnego. Wydawałoby się, że w takich okolicznościach plany przyszłej świętej powinny spotkać się z powszechną akceptacją i przychylności. Na ich realizację musiała jednak czekać jeszcze rok, bo kiedy znalazła wreszcie zakon gotowy ją przyjąć, zobowiązana została do zebrania pieniędzy na posag.

Życie zakonne siostry to zwykłe obowiązki przeplatane spotkaniami z Jezusem. W ich trakcie Faustyna podjęła się realizacji woli Boga, zgodnie z którą na całym świecie wprowadzone zostaną obchody święta Miłosierdzia. Sama zainteresowana wielokrotnie wyrażała wątpliwości co do możliwości podołania takiemu zadaniu, jednak pokornie przyjęła tak wyrażoną wolę Stwórcy. Jej wysiłki wielokrotnie spotykały się z oporem i dezaprobatą ze strony przełożonych i hierarchów kościelnych. Były też źródłem wielu przykrości, które niejednokrotnie głęboko ją raniły, ponieważ była osobą bardzo wrażliwą. Niewiele z tego udało się zrealizować za życia świętej, a prawdziwy „rozkwit” miłosierdzia następuje wiele lat po jej śmierci.

Jeszcze mniej zdziałała mistyczka w temacie założenia własnego zgromadzenia. W kilku widzeniach dowiedziała się, że powinna założyć swój własny zakon. Miała nawet widzenie miejsca, w którym on powstanie. Mogła je później odwiedzić i to co zastała na miejscu, bardzo dokładnie zgadzało się z wcześniejszymi widzeniami. Takie starania wiązały się jednak z wypowiedzeniem posłuszeństwa względem przełożonych i względem złożonych ślubów. Było to bardzo trudne dla Faustyny, co wielokrotnie opisywała w swoich wspomnieniach. Zakon powstał, ale dopiero po jej śmierci. Dla niej to marzenie było jedynie kolejnym źródłem cierpienia.

Podobne wyniki przyniosły wysiłki Świętego Wojciech. W wieku 29 lat został pierwszym biskupem w Czechach pochodzącym z tego kraju. Sytuacja kościoła w tym kraju za czasów świętego bardzo odbiegała od standardów, jakie obowiązują w chrześcijan. Jednak wysiłki i starania biskupa spotkały się z zupełnym brakiem odzewu ze strony duchownych. Poprosił więc papieża o zwolnienie z pełnionej funkcji. Ten, choć wyraził zrozumienie i przychylność, zgodził się jedynie na czasowe zawieszenie. Nie zwolnił Wojciech z obowiązków. Przerwę tą święty wykorzystał na rozwój swojego życia duchowego i wstąpił do zakonu benedyktynów w Rzymie.

Po prawie czterech latach został przymuszony do powrotu do Pragi. Początki powrotu na biskupstwo przyniosły pierwsze sukcesy w reformowaniu rodzimego kościoła. Nie trwały jednak długo. Wojciech wstawił się w obronie kobiety z możnego rodu, którą posądzono o cudzołóstwo. Historia więc żywcem wyjęta z kart Ewangelii. Jednak jej zakończenie było mniej spektakularne. W odwecie sprawcy napadli na rodzinny gród biskupa, gdzie zamordowali jego czterech braci wraz z ich żonami i dziećmi. To ponownie przelało czarę goryczy. Święty potajemnie opuszcza Pragę i wyjeżdża do Rzymu. Zmiana papieża sprawia jednak, że wcześniejsza przychylność głowy kościoła się kończy, a Wojciech zostaje oskarżony o bezprawne opuszczenia swojego stanowiska i otrzymuje nakaz powrotu. W ten sposób trafia w sytuację bez wyjścia. Z jednej strony zobowiązanie wobec decyzji przełożonego i wierność ślubom, z drugiej — zbuntowani przeciw niemu wierni kościoła praskiego, którzy nie chcą go przyjąć.

Brak rozwiązania skłania biskupa do poszukiwania azylu w Polsce. Tutaj znajduje cel dla swojej działalności, jakim jest nawracanie pogan. Mógł wybrać bardziej wdzięczne zajęcie, odpowiadające wykształceniu, jakie posiadał. Książę Chrobry zaproponował mu pełnienie pośrednictwa w misjach dyplomatycznych. Ten jednak odmówił. Wykazuje się postawą heroiczną, a ta … doprowadza go do śmierci. Prusowie, których chciał nawrócić, napadają na Świętego Wojciecha, kiedy ten jeszcze był w szatach liturgicznych. Skończył swoje życie przebity sześcioma włóczniami i z obciętą głową nabitą na żerdź. Misja ta trwała zaledwie kilka tygodni. Zamiast spektakularnych nawróceń była tragiczna i bolesna śmierć.

Myślenie w kategoriach „coś za coś” jest bardzo ludzkie. Poświęcam to co mam najcenniejszego dla wiary i dla Boga, to liczę na rekompensatę tych strat. Tego samego oczekiwali przecież apostołowie od Jezusa. Liczyli na ekstra zyski i przywileje w nowym królestwie z tytułu zostawionych majątków, rodzin i dochodowych profesji. Nic takiego jednak się nie stało. Nie na tym polega jednak wiara. To zaufanie wbrew ludzkiemu pojmowaniu spraw. Korzyści w boskiej nie ludzkiej perspektywie życia.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ