Wielkość i nauka duchowa w fizycznym upadku

0
1735

Tegorocznej EDK w nocy z 7 na 8 kwietnia 2017 roku – nie mogłem się doczekać. Zmotywowany w listopadzie ubiegłego roku pierwszym jej przejściem – postanowiłem „iść za ciosem” i teraz. Byłem już „doświadczony”, wiedziałem „jak to jest”, dlatego czułem się ważny, ot swoisty mentor dla innych. Niebawem jednak miało się okazać, że Pan Bóg miał nieco inny plan. Podczas mszy św. nie mogłem się już doczekać wędrówki i przez to się na niej skupić na poszczególnych częściach liturgii (może z wyjątkiem kazania, które bardzo mnie poruszyło). A to przecież moment kulminacyjny, swoisty fundament, po którym następuje rozesłanie na EDK. W końcu…ruszyłem… W deszczu, wietrze, po drogach i bezdrożach, we mgle, w grząskim terenie, imponującym dla mnie tempem. Niestety nie do końca otwarty duchowo, bez stanu łaski uświęcającej, bez komunii świętej…Po drodze napotykałem ludzi, którzy zauważywszy, iż znam teren – szli za mną. Poczułem się jak ważnym, mającym do spełnienia misję, ale i niesamowicie za nich odpowiedzialnym – i to była pierwsza z łask. Szedłem wierząc we własne siły, ufając swojej kondycji i temu, że przecież dam radę, to już nie pierwszyzna. Tak mijały kolejne kilometry i stacje. Gdy jednak dotarłem do IX stacji okazało się, że źle dobrane buty spowodowały gigantyczne odciski na moich piętach i śródstopiu. Do Stacji X szedłem już zaciskając zęby i prosząc Boga, by pozwolił mi dojść do końca. Stacje XI i XII – były okupione strasznym bólem, trudem i cierpieniem, a do stacji XIII dotarłem przyzywając imion Bożych i mając przed oczyma Chrystusa patrzącego na mnie z wysokości krzyża, którego ręce i nogi ociekały krwią. To było niezwykłe przeżycie…Ten obraz dodawał mi sił, sprawiał, że stawiałem kolejne kroki, był niczym lek uśmierzający wszystkie dolegliwości. Ból pięt był straszliwy i narastał tak, że w końcu szedłem już tylko na palcach. Stacja XIII okazała się być dla mnie finalną, „upadkiem”. Wszystkie moje ambicje związane z przejściem EDK w całości – legły na małym skwerku przy kapliczce – stacji. Przeanalizowałem rozważania, spuściłem głowę i nic już nie mogłem. Wiedziałem, że to był fizyczny kres…Ale nie duchowy…

Przyjechało po mnie auto i dowiozło do ostatniej stacji. Wysiadłem z samochodu i pokuśtykałem do niej, do Krzyża Misyjnego. Ostatnia stacja, ostatnie rozważanie i ucałowanie krzyża. Do końca EDK od XIII stacji zostało mi dosłownie 3km. Upadłem…Tak pomyślałem w pierwszej chwili…Ale czy na pewno? Gdy wróciłem do domu i po kąpieli położyłem się na kanapie – rychło przyszła refleksja dlaczego właśnie tak, dlaczego taki plan miał Pan Bóg wobec mnie. Można ją ująć w takie 4 jakże ważne filary:

  1. Nauczyłem się odpowiedzialności za innych, podczas marszu. To była niesamowita syntonia ze wszystkimi uczestnikami, empatia, których nie da się opisać ludzkimi słowami, a których nigdy jeszcze w taki sposób nie przeżywałem.
  2. Teraz wiem, że ogromnie ważną sprawą jest być w stanie łaski uświęcającej, uczestniczyć we mszy i przyjąć do serca Chrystusa. Wtedy dopiero można w pełni z Nim iść i otworzyć się na Jego łaski.
  3. Pan Bóg pokazał mi, że aby przejść EDK, trzeba przede wszystkim zaufać i wszystko oddać Jemu, szczególnie, gdy ból staje się nie do zniesienia. Rozmodlić się, być w stanie modlitewnej medytacji. Absolutnie nie wolno

opierać wszystkiego wyłącznie na sobie (to droga do nikąd, ślepy zaułek)!

  1. Otrzymałem lekcję pokory, a tej w moim życiu (ostatnio) było bardzo mało. Pokory, którą można by wyrazić:„…oddaj mi wszystko człowieku, nie lękaj się, a ja Ciebie poprowadzę…nie wywyższaj się, nie uważaj siebie za niezniszczalnego…gdyż efekt może być odwrotny do zamierzonego przez Ciebie…”.

Teraz wiem, że ów upadek przy XIII stacji, był dla mnie ogromnym zwycięstwem. W EDK nie chodzi przecież o to, by za wszelką cenę przejść dystans, zrobić to na czas, czy po prostu udowodnić sobie, że „dam radę”. To nie maraton, ani też nie olimpiada! Ona ma przede wszystkim zmieniać Nasze życie, spojrzenie, wyobrażenia. Ma otwierać Nas na żywego Chrystusa, który przychodzi do nas i mówi, jeśli tylko pozwolimy mu mówić i nauczymy się słuchać. Przemienia całe Nasze życie – jeśli tylko otworzymy się na Niego i zaufamy. Upadkiem – Pan pozwolił mi postawić milowy krok do zmian w moim życiu. Jakże jestem Mu za to wdzięczny. BÓG JEST WIELKI!!! Chwała Jego Majestatowi!!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ