Pokusy (nie )do odparcia, czyli sposób na dziecięce zachcianki

Kiedy mały człowiek wchodzi do sklepu, zewsząd atakuje Go feria barw, różnorodność kształtów i intensywne światła. Dziecko obserwuje, jak w ekspresowym tempie koszyk wypełnia się różnymi towarami. Kupujemy…

0
1679

Dziecko uczy się przez naśladownictwo, dlatego zrozumiałym jest, że w koszyku raz po raz lądują różne drobnostki – mini ciężarówki, misie, dinozaury, pokemony lub inne potworko-maskotki, które w danej chwili są na topie.

Sztuka mówienia „nie”

Kiedy zorientowałam się, jak tragiczny los (kosz),  spotyka plastikowy zwierzyniec, postanowiłam  powiedzieć – NIE. Dość kupowania niepotrzebnych rzeczy, które ( wiadomo z jakiego powodu) znajdują się tuż przy kasie.
Sporządziłam z moim dwuletnim (wówczas) synem umowę. Może kupić sobie jakąś zabawkę, ale za pieniądze ze skarbonki. Pamiętam miny ekspedientek, kiedy w naszym wiejskim sklepie odmawiałam zakupu kolejnej drobnej rzeczy.
Za każdym razem, kiedy mała rączka wrzucała do koszyka kolejnego zwierzaka, mini piłkę, czy karty z życzliwym uśmiechem rzucałam hasło:
– Możesz, możesz, ale kasa ze skarbonki.
Byłam nieustępliwa, nie wiedząc do końca, dokąd to zaprowadzi. Za każdym razem żądałam zwrotu gotówki ze skarbonki. Kiedy zasoby świnki – skarbonki topniały, synowi odchodziła ochota posiadania zabawek. Przestały robić na nim wrażenie rzeczy, które nie były związane z jego sportową pasją, a dodatkowo uszczuplały jego zasoby finansowe.

 O krok dalej, czyli przemyślane wydatki

Dzięki hojności dziadków i rodziny dochody mojego syna znacznie się zwiększały, zatem uznałam, że może urządzić sobie nowy pokój. Miał wybór: oryginalne meble – pieniądze ze skarbonki, tańsza opcja – płacą rodzice.
Tym sposobem pięciolatek uczył się zarządzania swoimi finansami. Miał wybór.

 Dziesięć lat później

Nastolatek zauważa różne gadżety, nowinki, ale nie ma przymusu ich posiadania.
– Chciałbym nowe słuchawki, Michał ma takie, są super!
– Ok, jeśli chcesz, kup za swoje pieniądze.
– Hmm…sprawdzę, ile kosztują. Nie chcę, jednak są za drogie, nie opłaca się.
To tylko jedna z wielu  naszych rozmów. O ile mamy mniej problemów. Nie ma u nas przymusu kupowania rzeczy, które ma ktoś inny. J. ma wyrobiony nawyk myślenia o wydatkach. Automatycznie wszystko przelicza. Pytania, które sam sobie zadaje najczęściej doprowadzają do wniosku, że raczej nie warto wydawać na ,,pierdoły”, a raczej odkładać na rzeczy potrzebne, ważne dla niego lub związane z pasją sportową.

Czasami bywa zabawnie

Czasami bywa zabawnie, kiedy pada propozycja wyjazdu na zimowisko, a mój syn po pomnożeniu kwoty, z powagą stwierdza:
– A może jednak pojadę sam, bo za dwie osoby wychodzi drogo?
Rodzinny budżet to też moja sprawa. Budowanie świadomości finansowej dziecka. Nie widzę powodu, dlaczego dziecko nie może, a nawet nie powinno mieć świadomości finansowej.

 Jak wielkie było zdziwienie mojego syna, kiedy dowiedział się, ile wydajemy na tzw. Życie (rachunki, jedzenie, paliwo ). Często rezygnuje z danej rzeczy, stwierdzając, że teraz nie chce tego, czy tamtego, bo mieliście duże wydatki. Jak na dwunastolatka, to dość nietypowe, że sam zadaje sobie  pytania: ile to kosztuje? A może to za drogo? Warto to kupić? Po co mi to?
Dając dziecku wybór uczymy go odróżniania potrzeb od zachcianek.  Warto dać czas na zastanowienie co do zakupu danej rzeczy. Być może pojawi się alternatywa kupienia czegoś – wymiana, wypożyczenie itp.  Można posłużyć się techniką zadawania pytań zamkniętych.

1.Czy nowe buty narciarskie są mi potrzebne? TAK
2. Czy warto je kupić skoro w przyszłym roku będą już za małe ? NIE
3. Czy opłaca się ten zakup, skoro sezon narciarski się już kończy? NIE
4.Czy mogę skorzystać z wypożyczalni? TAK
5. Czy mogę wymienić się z kimś znajomym? TAK

Najcenniejszą wiedzą jest wiedza zdobyta poprzez własne doświadczenie.

Dostrzeganie niefrasobliwości finansowej

-Wiesz, Wojtek mógłby wydać dziesięć złotych na coś innego niż taki drobiazg, szczególnie, że on raczej nie ma dużo pieniędzy.  -Jak myślisz, mamo? – zapytał Jasiek.
Podejścia do pieniędzy podobnie, jak wielu innych rzeczy dziecko uczy się w domu. Nie można mieć złudzeń, co do edukacji finansowej. Gdzie dziecko usłyszy o oszczędzaniu, o sensie odmawiania sobie pewnych rzeczy, o rezygnacji z chwilowych okazji – must have? Nie można oczekiwać, że to szkoła, rząd, rówieśnicy, a może sąsiedzi pokażą dziecku – jakie podejście do pieniędzy przynosi korzyści długofalowe. Chodzi o wychowanie świadomego człowieka, bo przecież obecnie sztuką jest umiejętność dokonywania mądrych wyborów.  Również wyboru w zakresie gospodarowania pieniędzmi. A czego się Jaś nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ