Lubię ludzi, więc… radzę sobie z negatywnymi emocjami

Banalne życie, w którym zawsze jest dobrze, nie istnieje. Wciąż się zdarza, że ktoś nas rani albo my odczuwamy ból. A jak nas boli, to jest nam źle. Jeśli nam jest źle, to czują to wszyscy wokoło, więc jest coraz gorzej. A jeśli obok siebie jest kilka osób, którym jest źle i epatują swoją złością, robi się piekło. O tym, jak dostrzegać w ludziach dobro, co to jest „pożeracz zła” i jak właściwie pracować nad swoimi emocjami opowiada ksiądz Jacek Stryczek.

0
5550

[Agnieszka Toczko-Rak, A.T.-R.] – Emocje przeważnie są zintegrowane z przeżyciami. Tak przynajmniej twierdzą psychologowie. Rzadko występują samodzielnie. Jeśli więc mówimy o negatywnych emocjach to znaczy, że mamy w życiu tak wiele negatywnych przeżyć, czy raczej mamy mało, tylko tak sami się nakręcamy?

[ks. Jacek Stryczek, ks.] – Jeżeli chodzi o negatywne myśli, które mamy w sobie, to prawdopodobnie produkuje je nasz organizm. Tak. Takie mam podejrzenie. Być może ewolucyjnie one do czegoś służą, np. żebyśmy byli przezorni, przewidywali niebezpieczeństwo itd. Natomiast cały problem polega na tym, kiedy takie emocje nas zdominują. A na czym polega dominacja? Na tym, że cały czas kręcą się po mózgu, że w ten sposób stają się sposobem filtrowania i informacji. Że cokolwiek, co do nas dociera, to przez ten filtr negatywnych emocji, czyli zniekształca to nasze patrzenie na rzeczywistość. Ja skutek tego nazywam truciem. Człowiek truje siebie. Truje innych. Jak się wypuszcza negatywne emocje, to wszyscy potem też patrzą na świat w taki sam sposób.

[A.T.-R.] – Powiedział ksiądz ostatnio: „Nie pamiętam takiego dnia, w którym by mnie coś nie bolało”. Boli ‒ i co wtedy dalej?

[ks.] – Ja tak powiedziałem?

[A.T.-R.] – Tak. Na kazaniu.

[ks.] – Tak… Nie pamiętam takiego dnia, w którym by się nie wydarzyło coś negatywnego, ale też w ogóle nie wierzę w jedynie słuszne życie. Nie wierzę w to, że można się od świata odizolować, albo wymagać od niego, żeby oferował nam tylko pozytywne bodźce. Dlatego czymś najbardziej naturalnym na świecie jest to, że coś negatywnego nam się wydarza. Ja to nazywam „pożeraczem zła”: że trafia do mnie coś złego, a ja to zamieniam na coś dobrego. Tak jak węgiel wsadzamy do pieca, węgiel jest czarny, a ciepło jest miłe.

[A.T.-R.] – Ale wyobraźmy sobie: jesteśmy w takiej sytuacji kryzysowej, i dobrze jest, stojąc z boku, powiedzieć: „Nie pielęgnuj w sobie tych negatywnych emocji. Porzuć je. Przepracuj”. Tylko to przecież nie takie proste. Jak to mamy zrobić?

[ks.] – Tak. Nie jest proste, ale to tak, jak z nauką języka. Jeżeli ktoś chce się nauczyć języka, a się go nie uczy, to się nigdy tego nie nauczy. Jeszcze dodałbym jedną rzecz: tu problem polega na tym, że jak nad tym nie pracujemy, to to już nas psuje, czyli jeśli nic nie robimy, to już i tak będzie gorzej. Tak jak z samochodem: jak nie naprawiamy, to się psuje. Zaniedbanie w pracy nad swoimi emocjami jest równocześnie degradowaniem siebie. A praca nad negatywnymi emocjami polega przede wszystkim na tym, by umieć doszukiwać się w rzeczywistości pozytywu. To praca codzienna. Ja na przykład w kontaktach z ludźmi zamiast mówić, słucham, i po każdej rozmów doszukuję się, co w tym człowieku jest fajnego, żeby następnym razem powiedzieć mu komplement. I to jest taka prosta, codzienna praca Taka praca potrafi czynić cuda. Nie warto rozpaczać, że pół szklanki jest puste, bo lepiej zająć się tą połową, która jest pełna, czyli lepiej rozwijać to, co dobre, niż martwić się tym, co złe.

[A.T.-R.] – Wyobraźmy sobie, że postąpiliśmy według tego schematu, przepracowaliśmy w sobie tę złą emocję, ale przeżycie wraca z różnego powodu, bo np. dany człowiek się wobec nas tak samo zachowuje, nie wiem, w pracy, w domu jest tak samo, i co wtedy? Mamy cały czas ten schemat powtarzać?

[ks.] – Zasada jest prosta: pracuje się nad przypadkami, nad konkretnymi przypadkami. Ja przykładowo teraz, gdy kogoś spotykam, to nie mam potrzeby, by doszukiwać się w nim złych rzeczy, natomiast wychwytywanie fajnych przychodzi mi z łatwością.

[A.T.-R.] – A czy powinniśmy w sobie wykształcać takie emocje pozytywne, jako takie „mechanizmy obronne”, i czy można by było sobie stworzyć taki kanon takich emocji pozytywnych, które w zamian za te emocje negatywne się u nas pojawiają?

[ks.] – Tak. To jest jakby następny etap pracy, czyli generalnie zamiast koncentrować się na tym, co złe, to lepiej koncentrować się na tym, co dobre. Na przykład jadę na rowerze pod górę, nogi bolą, więc mogę po tym, jak wjadę na szczyt, rozpamiętywać, że mnie nogi bolą, a mogę się cieszyć tym, jak mi się rower rozpędza z góry i odpoczywam, więc jest to rzeczywiście kwestia przekierowania. Trzeba natomiast pamiętać, że emocje są raczej pokłosiem bodźców, czyli tego, z czym mam do czynienia, czym się zajmuję. Po prostu trzeba się zajmować pozytywnymi rzeczami i na nich się koncentrować. Ja osobiście stosuję też u siebie taką higienę myślenia, czyli np. programowo nie spędzam czasu z ludźmi, którzy negatywnie myślą, bo jestem w ogóle świadom, że jak ktoś mi marudzi, mówi złe rzeczy, to one jakoś do mnie przenikają, że nie jest mi tak łatwo się z nich oczyścić, i ja takie rozmowy bardzo szybko kończę, albo w ogóle w nich nie uczestniczę.

[A.T.-R.] – A co z zewnętrznymi formami przepracowania? Może rozmowa z daną osobą, wyjaśnienie sytuacji, przegadanie, czy to też pomaga i wchodzi w grę w przepracowywaniu wewnętrznym?

[ks.] – To dla mnie technika wspierająca. Uważam, że za myśli w naszej głowie jesteśmy odpowiedzialni sami i nie powinniśmy zrzucać odpowiedzialności na innych, że na przykład gdyby się ten mój znajomy lepiej komunikował, to ja bym takich myśli nie miał. My powinniśmy ten mechanizm „pożerania zła” mieć w sobie, czyli być „pożeraczami zła”, a nie osobami roszczeniowymi, które chcą, żeby inni rozwiązali ich problemy.

[A.T.-R.] – Na koniec chciałam przywołać tę uważność, która się ostatnio często w Księdza wypowiedziach pojawia. Jak mocno ta cecha przekłada się na ludzkie emocje i na to, co mamy w sobie, bo rozumiem, że to jest bardzo istotna rzecz, którą Ksiądz dostrzega?

[ks.] – Tak. Myślę, że uważność jest czymś, o czym chyba każdy marzy, bo istnieją ważne dla nas rzeczy, o których nie chcielibyśmy krzyczeć. Chcielibyśmy, żeby ktoś dostrzegł, że to jest dla nas ważne, że coś wygraliśmy, mieliśmy porażkę, coś nas martwi. Uważność jest jakby takim stworzeniem przestrzeni na to, żeby ta druga osoba się wyraziła, i gotowości usłyszenia czegoś innego. Przykładowo ja często mówię: „Co tam?” i się natychmiast wycofuję. To nie jest tylko takie zwyczajowe, po prostu może się okazać, że ktoś akurat ma jakieś ważne przemyślenie i od razu ma przestrzeń, żeby mi to powiedzieć. A ponieważ znam wiele osób i nie mam też tak wiele czasu, żeby wszystkich wysłuchać od początku do końca, jakiś długich opowieści, co w ich życiu, stwarzam przestrzeń, żeby mogli się otworzyć.

[A.T.-R.] – Dziękuję za rozmowę.

 

PODZIEL SIĘ
Poprzedni artykułJak powinien żyć chrześcijanin?
Następny artykułCzłowiek ma być na tyle piękny, na tyle fajny, że inni po prostu chcą spędzać z nim czas
mm
Ks. Jacek WIOSNA Stryczek - lider społeczny, duszpasterz akademicki i duszpasterz ludzi biznesu. Znany z nowatorskich (w tym multimedialnych) kazań i poruszających happeningów. Pomysłodawca i Prezes Stowarzyszenia WIOSNA, które realizuje projekty SZLACHETNĄ PACZKĘ i AKADEMIĘ PRZYSZŁOŚCI. W mediach znany z oryginalnych pomysłów ewangelizacyjnych, np. postawienia konfesjonału przed Galerią Krakowską, albo posypywania głów przechodniów popiołem na Rondzie Matecznego w Krakowie. Laureat wielu nagród m.in. Nagrodę Polskiej Rady Biznesu im. Jana Wejcherta, Gentlemana Roku 2014 czy Nagrodą im. Władysława Stasiaka.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ