O wewnętrznym matrixie, życiu po śmierci i o tym, co po nas zostanie

Zastanawiam się: dlaczego, skoro wiadomo, jak skończymy, nie zastanawiamy się dostatecznie dużo nad tym, jak skończyć? Co opłaca się robić, jeśli wiadomo, że nasze życie tutaj, na ziemi, się skończy? Rozpatrywanie życia z poziomu pragnień, czyli tego, co nam się chce, a rozpatrywanie życia z perspektywy końca: „Po co mi to, skoro i tak umrę?”; to niewątpliwie ważna zmiana perspektywy.

0
6038

Mamy w sobie pęd do życia. To niezwykłe u dzieci, dla których istnieje tylko przyszłość. Później również w jakiś przedziwny sposób angażujemy się w życie trochę tak, jakby nie czekała nas śmierć. A przecież śmierć nas czeka. Rozpatrywanie życia z poziomu pragnień, czyli tego, co nam się chce a rozpatrywanie życia z perspektywy końca, czyli zastanawianie się nad celem wszystkiego, skoro i tak umrzemy, to duża różnica perspektyw.

Strategie w obliczu śmierci

Od lat przyglądam się strategiom różnych ludzi w obliczu śmierci. Większość postaw, które spotykam, nie podoba mi się. Sam, jako ksiądz, postanowiłem, że 60-tka to będzie taki moment, że na pewno trzeba już trochę odpuszczać.  Ale życie tak się potoczyło, że już 50-tka była takim momentem przewartościowania tego, co robię,  z perspektywy śmierci. A co inni ludzie robią w perspektywie tego, że umrą?
Bardzo wiele osób żałuje i nie może się pogodzić z tym, że straciło wpływ. Ktoś całe życie rządził, był dyrektorem, prezesem, księdzem. Miał wpływ. Ludzie musieli go słuchać. Nagle traci stanowisko, nie ma wpływu, więc wydaje mu się, że to życie nie ma sensu. Równie dobrze starta poczucia wpływu może dotyczyć rodziców, którzy mieli całe życie wpływ na dzieci, a teraz dzieci są samodzielne. Strategia ta polega na tym, że, jak straciłem, to już nie mam po co żyć.
Kolejną strategią jest strategia lenistwa. Ludzie uważają, że skoro już niewiele od nich zależy to nawet, jeśli już nic będą robić, to jakoś będę żyli, więc jakoś żyją. Dni mijają. Dzień po dniu nic ważnego się w tych osobach nie wydarza. Nie wydarza się, bo nie ma oczekiwania na to, żeby się coś wydarzało.
Jeszcze inna strategia przyjmowana przez ludzi w obliczu śmierci dotyczy rozpamiętywania swojego dorobku życiowego. Osoby te nieustająco zadręczają siebie i otoczenie pytaniami o ich majątek: kto, co, po co, będzie z tym robił?
Wiele osób rozmyśla też o tym, czy będzie się o nich pamiętać. Przykładowo, ludzie stawiają sobie nagrobki już za życia. W tej strategii mieści się też perspektywa zapisywania się w historii, zrobienia czegoś, co zapewni pamięć po śmierci.

Co po nas zostanie?

Kiedy mówimy o śmierci i o życiu po śmierci, jako chrześcijanie mamy pewną wiedzę na ten temat, ponieważ wiemy, jak się zachował Jezus po zmartwychwstaniu. Największa zmiana, która dotyczyła Jezusa polegała na tym, że, jak chciał, to robił. Jak chciał, to przenikał przez zamknięte drzwi do wieczernika. Jak chciał to szedł z uczniami do Emaus i oni Go nie poznali. Jak chciał to jadł. Jak chciał to nawet mógł mieć rany, jak wtedy kiedy Tomasz Apostoł, chciał je zobaczyć albo nie miał ich, jak wtedy  gdy szedł z uczniami do Emaus albo kiedy spotkał Marię Magdalenę.
Łatwo można odczytać, że największa zmiana polega na tym, że póki żyjemy w ciele, tak naprawdę jesteśmy podporządkowani naszemu ciału. Wystarczy, że chce nam się spać i już nic nie jesteśmy w stanie zrobić. Po zmartwychwstaniu zaś ciało będzie podporządkowane naszemu umysłowi. W związku z tym cały ten fizyczny dorobek, który mamy tu na ziemi, będzie nieważny, bo po śmierci, co sobie będziemy chcieli, to sobie wymyślimy i to będzie. Po co się w takim razie tymi rzeczami zajmować, skoro i tak nastąpi to przewartościowanie?     Druga rzecz, która nam zostanie, i która była bardzo widoczna w zachowaniu Jezusa, to jest budowanie relacji. Wyraźnie widać, że Jezus po zmartwychwstaniu buduje z uczniami relacje. Spotyka się. Rozmawia. Najbardziej charakterystyczna scena ma miejsce nad Jeziorem Genezaret,  gdy weryfikuje powołanie św. Piotra, który Go trzy razy zdradził, pytając się: „Czy miłujesz mnie bardziej?”
Można z tej perspektywy powiedzieć, że to, co zostanie z nas po śmierci, to jest to, kim jesteśmy. Nie chodzi jednak w tym byciu o stan naszego umysłu, ale stan naszego jestestwa. Chodzi o to, w jaki sposób rozwinęliśmy się, w jaki sposób jesteśmy zdolni do budowania relacji.
Dobrze można to pokazać przez perspektywę wzajemnej atrakcyjności. Spotykają się dwie osoby. Zwykle związek budują dwie osoby, które szacują, że są dla siebie wzajemnie atrakcyjne. Pytanie jest takie: czy po śmierci to, jacy jesteśmy, będzie na tyle atrakcyjne, abyśmy dalej budowali relacje? Relacje z Bogiem, czy relacje z innymi, bo przecież świętych wierzymy obcowanie. Tam będzie świat relacji. Atrakcyjność to jest to jedno czego nie stracimy z tego wszystkiego, co robimy.

Wewnętrzny matrix 

Odwróćmy teraz tok rozważań. Nie wiem, czy zastanawialiście się kiedyś nad tym, że właściwie każdy z nas ma w głowie taki matrix,  własny matrix. Chodzi mi o to, że niby wszyscy patrzymy na te same drzwi albo na ten sam paschał, ale w gruncie rzeczy inaczej go widzimy. Każdy to przeinterpretowuje po swojemu. Po latach pracy z ludźmi przyzwyczaiłem się, że jak coś mówię, przekazuję jakąś informację, to każdy mózg inaczej ją absorbuje i muszę sprawdzać, chociażby moich podwładnych, co oni z tego zrozumieli, co ich matrix pozwolił im z tego zrozumieć.
Ten nasz kosmos, nasz sposób myślenia, który jest tylko po części zbieżny z otaczającym nas światem w dużej mierze jest bardzo subiektywny. Dzisiaj ów matrix uwieziony jest w naszym ciele, czyli nie jest tak, że cokolwiek się wymyśli, najbardziej nawet najgłupszą wizję świata, to można to zrobić. Nie można, bo mam ograniczone możliwości. Co by się jednak stało, gdyby ten nasz matrix przeszczepić do ciała, które kreuje się w oparciu o matrix – a tak będzie po śmierci, jak zmartwychwstaniemy . A gdyby to, co mamy w głowie zamieniało się na działanie z mocą? Kim byśmy się stali? Co by wokół nas się wydarzało? Co byśmy robili? Ja mogę z dużym prawdopodobieństwem powiedzieć, że żylibyśmy w strasznym świecie. W strasznym świecie, ponieważ większość osób nie ma pojęcia o tym, że własny matrix trzeba uczłowieczyć, ujarzmić, poukładać, uporządkować.
Otóż tak się właśnie stanie, kiedy umrzemy. Nasz sposób myślenia, to kim jesteśmy, nasz matrix przeszczepi się. Ciało jednak będziemy zmartwychwstałe, czyli takie nad którym będziemy panować. W związku z tym zaczniemy przez ten nasz stan umysłu kreować światy wokół nas. Te światy będą sposobem naszego porozumiewania się, czyli świętych obcowaniem.
Z takiej perspektywy można powiedzieć, że istnieje niebo i piekło. Nie chodzi o to, że ktoś kogoś na coś skazuje tylko o to, że człowiek sam siebie skazuje na niebo, czyli jego matrix generuje pozytywne oddziaływania albo na piekło, czyli jego matrix generuje negatywną przestrzeń, w której nikt nie chce być.

Dobre praktyki w obliczu śmierci 

Uważam, że są rzeczy, które należy robić zawsze niezależnie od tego, kiedy umrzemy, a nawet tuż przed śmiercią. Co to jest?
Pierwszą, podstawową rzeczą jest praca nad sobą, stawanie się kimś fajniejszym, czyli ujarzmianie matrixu, kreowanie go, przeobrażanie. Nie rozumiem, dlaczego starość jest dla wielu zwolnieniem z pracy nad sobą? To jest tak samo dobry czas jak każdy inny do tego, żeby się formować, kształtować, przeobrażać.  To jest tak samo dobry czas, żeby się przygotowywać. Wydaje mi się, że nawet na starość niezłą rzeczą jest w ramach pracy nad sobą zdobywanie nowej wiedzy, bo w dużej mierze to, co wiemy o świecie, kształtuje to, kim jesteśmy.
Wydaje mi się, że zawsze jest czas na aktywne budowanie relacji. Aktywne budowanie relacji nie polega na tym, że ktoś ode mnie zależy, jak dziecko od rodziców. Mam władzę, a jak nie mam władzy, to nie ma to sensu. Aktywne budowanie relacji polega na wzajemnej atrakcyjności. Jak jestem fajny, to ludzie chcą ze mną spędzać czas, chcą ze mną budować relacje.
Nie widzę też żadnego powodu, dla którego należałoby odwlekać moment rozmyślania o naszej śmierci. Dzięki temu, każdy z nas nie musi robić wielu rzeczy, które się dziś wydają konieczne, a do niczego nie służą. W zamian za to może robić rzeczy, które są naprawdę ważne.

 

PODZIEL SIĘ
Poprzedni artykułJak przeżyć w kraju, w którym krytykowanie innych należy do podstawowych zasad życia społecznego?
Następny artykułMałżeństwo na całe życie – czy warto?
mm
Ks. Jacek WIOSNA Stryczek - lider społeczny, duszpasterz akademicki i duszpasterz ludzi biznesu. Znany z nowatorskich (w tym multimedialnych) kazań i poruszających happeningów. Pomysłodawca i Prezes Stowarzyszenia WIOSNA, które realizuje projekty SZLACHETNĄ PACZKĘ i AKADEMIĘ PRZYSZŁOŚCI. W mediach znany z oryginalnych pomysłów ewangelizacyjnych, np. postawienia konfesjonału przed Galerią Krakowską, albo posypywania głów przechodniów popiołem na Rondzie Matecznego w Krakowie. Laureat wielu nagród m.in. Nagrodę Polskiej Rady Biznesu im. Jana Wejcherta, Gentlemana Roku 2014 czy Nagrodą im. Władysława Stasiaka.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ