Często wydaje nam się, że w związku powinniśmy być idealnie dopasowani: mieć taki sam gust, dzielić pasje, pomysły na spędzanie wolnego czasu, mieć te same ulubione potrawy czy filmy. A co, jeśli jest inaczej? Ania i Karol są małżeństwem od 6 lat. Twierdzą, że różnorodność to wielka szansa dla relacji, a w budowaniu miłości wcale nie trzeba stawiać na to, co mamy wspólnego. Opowiedzieli o tym, jak oni budują szczęśliwy związek.
Wolność
Różnorodność to pociągająca przygoda. Nie zawsze cieszy ujednolicanie się, scalanie w jedno. Różne prace, pasje, pomysły na swój wolny czas, na rozwój mogą łączyć. Jak? Zawsze, kiedy u podstaw związku leży zaufanie i wspólne wartości, na których się buduje. Poza tym, dla nadrzędnego celu, jakim jest dobro relacji, każdy powinien być w stanie zrezygnować z jakiegoś pomysłu na siebie.
Ania opowiada, że po ślubie postanowili z mężem zrobić sobie prezent i kupili rowery. Mieli takie wyobrażenie, że będą jeździć na wspólne wycieczki. Odbyły się może trzy, bo szybko okazało się, że każde z nich ma inne oczekiwania od roweru. Karol jeździł bardziej sportowo, Ania raczej rekreacyjnie: wtedy każdy czerpał z tego przyjemność. Dlatego w ich małżeństwie nie ma przymusu żeby jeździć na rowerach razem. Czasem się to udaje, ale wtedy oboje dobrze wiedzą, że trzeba zrezygnować z własnych oczekiwań.
Prawo do słabości
Na początku związku zawsze jest etap zakochania, taka „gra pozorów”. Skąd ta nazwa? Są fajne emocje, duży entuzjazm, drugą osobę widzi się tylko w superlatywach, samego siebie też przedstawia się w jak najlepszym świetle. Ale kiedy emocje opadają i zaczynamy spędzać więcej czasu razem, pokazują się słabości. Są wtedy dwa wyjścia: możemy udawać że wcale ich nie mamy, albo zacząć o nich rozmawiać i próbować sobie z nimi poradzić.
Dla Karola kluczowym momentem związku był etap, kiedy zaczęli się ścierać ze swoimi słabościami. Najważniejsze było dla niego to, że został zaakceptowany z tym, co było w nim małe i słabe. Okazało się, że to nie jest problemem, że żona kocha go właśnie takiego. Co więcej, wierzy, że mimo niedoskonałości jest zdolny do wielkich rzeczy. Doznanie akceptacji w prawdzie jest kluczowe dla miłości, ono zbliża najbardziej.
Prawo do zmiany
Kiedy jesteśmy ze sobą dłużej, wiele wydarza się w związku i w nas samych. Pytanie, czy umiemy się dostosować do nowych okoliczności, czy będą one dla nas problemem. Karol jestem chirurgiem ortopedą, jego praca jest angażująca, ma dyżury. Często słyszy opowieści kolegów: wracają do domu po dyżurze i na dzień dobry żona, która się ubiera i wychodzi, wręcza im dziecko, bo myśli że skoro opiekowała się nim 8 godzin, to teraz kolej męża. Może tak było kiedyś, na początku, kiedy Ci mężowie jeszcze nie dyżurowali. Teraz, przez taką postawę zniechęcają się do powrotów do domu, zaczynają jeszcze więcej pracować i tworzy się błędne koło.
Po ślubie Ania i Karol postanowili, że będą nadal chodzić na randki. Wyznaczyli na to jeden wieczór w tygodniu, w piątek. Na początku zawsze udawało się gdzieś wyjść, do kina, na kolację. Ale później zaczęły się dyżury, które na początek Karol dostawał głównie w piątki i już nie było tak łatwo. Ustalili wtedy, że mogą zrezygnować z części randek, chodzić na nie co drugi tydzień. Ale kiedy pojawiło się dziecko, już w ogóle był problem z wyjściem. Teraz nie mogą zostawić dzieci samych, jeśli chcą gdzieś wyjść, muszą wynająć nianię, albo poprosić o pomoc kogoś z rodziny. Dlatego wspólne wyjścia zdarzają się raz na kwartał, przy szczególnej okazji. Ale mimo wszystko udaje im się zamienić je na wyjątkowe spotkania w domu, np. przygotowują kolację przy świecach i wtedy mają specjalny czas, który spędzają razem.
Słuchanie
Kluczem do usłyszenia drugiego człowieka jest zainteresowanie, chęć spotkania się z nim i założenie, że raczej nie wiem, niż wiem. Mogłoby się wydawać, że kilka lat po ślubie żona już wie, co przeżywa mąż, co się w nim dzieje. Ale tak nie jest – bo mąż jest innym człowiekiem, ma swoje doświadczenia, przeżycia, jest mężczyzną. Dopóki żona czegoś od niego nie usłyszy, nie będzie wiedzieć. A słuchanie jest sztuką. Po pierwsze, trzeba porzucić własne interpretacje, wyjść poza swój świat i dopiero tam szukać spotkania. Po drugie, to, co usłyszę domaga się odpowiedzi, która często angażuje moje życie, mnie.
Dwa tygodnie przed naszym ślubem spacerowali po plantach, Karol chciał porozmawiać. Przyjaciel zaproponował, że zorganizuje mu wieczór kawalerski w Alpach. To miała być wspinaczka na najwyższy szczyt Austrii, Grossglockner… Oczywiście, ten pomysł zrobił na Ani ogromne wrażenie. Ale zobaczyła wtedy pragnienie w oczach Karola i jednocześnie, szacunek do niej, kiedy powiedział, że mam prawo się nie zgodzić. Zgodziła się, a to wydarzenie było ekstremalne tak samo dla Karola, jak dla niej. Trudno jest tuż przed ślubem wysłać narzeczonego w góry, nie wiedzieć czy wróci, czy nie wróci, czy wróci cały i zdrowy, jak wyjdzie pierwszy taniec i cała reszta… Miłość bardzo dużo kosztuje, ale dlatego ją cenimy.
Miłość drobnych rzeczy
Na początku jest tak, że chodzimy na randki i liczą się duże gesty, ale z czasem miłość zamienia się na drobne rzeczy, na codzienność.
Ania ma takie przyzwyczajenie, że robi kanapki. Co więcej, robi je dla męża. Karol wspomina, że na początku zabierał te kanapki, jadł, normalna sprawa. Ale szybko odkrył, że Ania potrafi tak go słuchać, że kanapki robiły się coraz smaczniejsze, coraz bardziej odpowiadały jego potrzebom. Gdy zauważyła, że coś mu bardziej smakowało, a coś mniej, to dostosowywała się do tego. Dzięki kanapkom, gdy w pracy ma chwilę żeby odetchnąć i coś zjeść, to jest trochę tak jakby wracał do domu. Kiedy rozpakowuje kanapki dokładnie takie jak lubi, zrobione specjalnie dla niego, przypomina mu się żona. To jest jedna z prostych rzeczy, które codziennie budują miłość.
Wsparcie
Wsparcie jest powiedzeniem: „możesz na mnie liczyć; gdziekolwiek jesteś, jestem po twojej stronie”. Przybiera różne formy. Może to być zwykłe wsparcie psychiczne. Kiedy Ania miała do przygotowania pierwszy w historii referat po angielsku i wydawało jej się, że nie da rady go wygłosić, Karol mówił: „dasz radę”, a ona zaczynała myśleć: „skoro on tak uważa, to chyba rzeczywiście dam radę”. Praktykują też inny rodzaj wsparcia, wsparcie duchowe, kiedy modlą się za siebie nawzajem w modlitwie wspólnej czy osobistej.
Mają też tryb awaryjny: czasem się zdarza, że ktoś ma gorszy czas albo dużo obowiązków w pracy i wtedy, w codziennym funkcjonowaniu, są w stanie zastąpić się w różnych zadaniach, albo pozałatwiać za siebie jakieś sprawy. Ania opowiada: „czasem jest tak, że siedzę cały dzień w domu sama z dzieckiem, przychodzi wieczór i myślę sobie, że jeszcze tyle rzeczy nie zrobionych, bo jakoś czas mi uciekł przez palce. Robi się późno, dzieci próbują zasnąć, w końcu zasypiają, ja wracam do kuchni z myślą, że znowu będzie trzeba zarwać noc… a tam czekają na mnie kolacja na stole, pozmywane naczynia, rozwieszone pranie…Lubię te momenty!”