Sceny sklepowe, czyli „Mamo kup mi to!”

Niektórzy twierdzą, że dzieci powinno się jak najdłużej izolować od brudnych spraw tego świata m.in. pieniędzy. Ja myślę odwrotnie - tej sprawy nie da się zamieść pod dywan.

0
1702

Okres świąteczny. W sklepach zakupowa gorączka. Niestety sprawunki robić trzeba. Nie ma z kim zostawić małego, więc pakujemy się do auta całą rodziną. Tłok i przeładowane świecidełkami półki sklepowe nie ułatwiają zadania. Sytuacja podbramkowa: niby zostało już niewiele rzeczy, ale Zak zaczął charakterystycznie marudzić, a kto ma małe dzieci ten wie, że taki stan to jak igranie z bombą. Na dodatek taką, która nie wiadomo kiedy wybuchnie.

Niewiele myśląc zaciągnęłam dzieciaka do labiryntu sklepowych regałów z zabawkami, a resztę sprawunków zostawiłam mężowi. Pomyślałam, jak się później okazało słusznie, że na widok tylu inspirujących samochodów i sprzętów do gotowania Zak szybko zapomni o zmęczeniu i nudzie. Oczarowany biegał od pudełka do pudełka, więc miałam sporo czasu na obserwację krzątających się ludzi. Z letargu wyrwał mnie histeryczny płacz chłopca, któremu rodzice próbowali wyrwać z rąk wielki miecz świetlny. Mieliśmy pecha, bo nie minęło 10 minut, gdy w innej części regału wybuchł równie głośny spór o spiderman’a. Z przerażeniem spojrzałam na swoje dziecko kompletnie zafascynowane koparą w kolorowym pudełku. „No tak, z deszczu pod rynnę… Aleś wymyśliła, mądralo”- ironicznie podsumowałam tą moją matczyną akcję ratunkową. W napięciu czekałam na rozwój sytuacji … W końcu jest sms: „Czekam przy wejściu”. Przełknęłam ślinę i… NIC! Zak może niechętnie, ale spokojnie pożegnał się z koparką i pomaszerowaliśmy na parking. Ufff!

W samochodzie zaciekawiona zagadnęłam synka: „Fajna była ta koparka. Pewnie chciałbyś taką wziąć do domu, co?” „Taaak…” – westchnął – „Ale tata musiałby tak długo pracować i pracować…” – potem chwilę ponarzekał, aż uległ usypiającej mocy włączonego silnika. Tymczasem ja, na fotelu obok, pękałam z dumy. Zak miał wtedy 2,5 roku i zorientowałam się, że moje, wydawałoby się, próżne tłumaczenia, wcale takimi nie są. Koniec końców, coś tam do tej małej główki się dostało. Tak, nie boję się tego powiedzieć – wtedy w samochodzie zanotowałam jeden ze swoich pierwszych sukcesów wychowawczych.

Niektórzy twierdzą, że dzieci powinno się jak najdłużej izolować od brudnych spraw tego świata m.in. od pieniędzy. Spotkałam się nawet ze stwierdzeniem, że katolik nie powinien pokazywać złości, jeśli dziecko coś zniszczy, gdyż w ten sposób okazuje, że rzeczy materialne są dla niego ważne. Ja myślę odwrotnie: jeśli odpowiednio wcześnie wytłumaczymy dzieciom co to jest pieniądz, praca czy zakupy, stworzymy niezbędny fundament, na którym będziemy mogli budować zdrowy światopogląd. Tej sprawy nie da się zamieść pod dywan. Dziecko i tak jest nieustannie karmione obrazami pieniądza, czy to w bajkach, czy w życiu. Rozwija się w świecie materialnym, w świecie konsumpcji. Bez odpowiedniego wsparcia bardzo łatwo się w tym wszystkim pogubić. Na początku może się to objawiać właśnie męczącymi scenami sklepowymi, ale potem przyjdą złe wybory: znajomych, sposobu spędzania czasu wolnego, studiów, zawodu. Dlatego, zamiast zaczynać przedwczesną naukę pisania cyferek i literek,  znacznie rozsądniej jest szczerze opowiedzieć dziecku o świecie,  w którym żyje.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ